Spotkanie z udziałem posła Ardanowskiego, wicemarszałka Kurzawy oraz wicewojewody Hemmerlinga

Spotkanie z udziałem posła Ardanowskiego, wicemarszałka Kurzawy oraz wicewojewody Hemmerlinga
15.03.2024
Aktualności

Spotkanie, które odbyło się w Pałacu w Kobylnikach, rozpoczął Roman Wiatrowski, Prezes Zarządu ZPDiWR. Przywitał i zauważył że „znajdujemy się w bardzo trudnym czasie dla rolnictwa gdzie ekonomia nie jest w stanie pomóc rolnictwu wręcz odwrotnie ekonomia przeszkadza”.

Jako pierwszy głos zabrał Jan Krzysztof Ardanowski, Poseł na Sejm RP, Przewodniczący Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy Prezydencie RP. Powiedział, że jako przewodniczący rady dokonuje analiz, zapraszając różnych ekspertów. Kilkakrotnie analizował również sprawy związane z Zielonym Ładem, z Ukrainą, z wzajemnymi relacjami. Wyraził przekonanie, że „sytuacja rolnictwa w Europie jest bez precedensu” – nigdy w historii nie było zakwestionowania sensu utrzymania rolnictwa. Zawsze było przekonanie, że rolnictwo jest potrzebne, że rolnictwo zapewnia bezpieczeństwo żywnościowe mieszkańcom Europy, nadwyżki żywności mogą być wykorzystane do zwalczania głodu na świecie i zmniejszania presji migracyjnej do Europy. Natomiast to, co dzieje się od kilku lat, jest zakwestionowaniem sensu istnienia rolnictwa w Europie. Ardanowski mówił o tym, że działalność człowieka jest destrukcyjna dla kuli ziemskiej, że człowiek swoją aktywnością niszczy klimat – oskarża się o to emisję gazów cieplarnianych. W związku z tym trzeba zmienić wszystko na kuli ziemskiej, żeby uratować planetę. Ludzie wierzą w tę ideę, bo „muszą w coś uwierzyć”. Jest przekonanie o szkodliwym wpływie człowieka na klimat w różnych aspektach, nie tylko w rolnictwie. W obronie tej tezy wyspecjalizowało się wielu naukowców.

Dane z kilkudziesięciu lat potwierdzają, że temperatura rośnie. Gdyby jednak sięgnąć do danych z kilkuset lat, a może nawet analizować warstwy geologiczne z tysięcy lat, okazuje się, że człowieka nie było, wpływu żadnego, a na kuli ziemskiej było i ciepło, i zimno. Należy starać się zmniejszać presję środowiskową. Być może powinniśmy mieć na uwadze gospodarkę niskoemisyjną, ale oskarżanie działalności człowieka o niszczenie klimatu jest ogromnym nadużyciem.

Możliwości rozwoju gospodarki się wyczerpały – ludzie nie kupią więcej samochodów, nie kupią więcej sprzętu gospodarstwa domowego, nie wybudują więcej domów. Generalnie przemysł nie jest w stanie rozwijać się przez zwiększanie produkcji. W związku z tym trzeba stworzyć ideę, że trzeba wszystko wymienić – samochody, którymi jeździmy, są absolutnie niedopuszczalne, trzeba je wyrzucić, wprowadzić elektryczne. Wytworzenie tych elektrycznych jest szalenie kosztowne i wyjątkowo negatywnie oddziałuje na środowisko. Trzeba w elektrowni produkować prąd, żeby można było z gniazdka naładować akumulator. Ogrzewanie domów musi być wymienione, w ciągu kilku lat ogrzewanie gazowe musi być wyłączone. Domy, w których mieszkamy, są absolutnie nie do utrzymania – trzeba budować nowe albo te ponownie docieplać, termomodernizować.

Środki transportu, wytwarzania energii – wszystko ma być zmienione po to, żeby napędzić gospodarkę dla firm, które będą prezentowały nowe technologie. Podobnie jest z pompami ciepła. Ludzie niechętnie je kupują, więc zmienia się przepisy prawa.

I z tego też wypływa wniosek, że rolnictwo europejskie jest tak destrukcyjne dla klimatu, że trzeba je całe zmienić. Emisja gazów cieplarnianych w Unii Europejskiej jest w granicach 7-8%, z tego rolnictwo stanowi około 10%, czyli mniej niż 1% w skali świata.

Ardanowski mówił też o wykorzystaniu zwierząt w rolnictwie i o propagowaniu niezjadania zwierząt. Poruszył także temat produkcji żywności syntetycznej. Ogromne pieniądze w skali świata wydano na produkcję „sztucznego mięsa”, „sztucznego mleka”, wykorzystanie białka owadów.

Pierwszą grupą społeczną, która się zorientowała, w jakim kierunku Europa jest kierowana, to są rolnicy. To jest w tej chwili najbardziej świadoma grupa społeczna w Europie, może dlatego, że to ich dotyka wprost i bezpośrednio, ale zrozumieli ten perfidny zamysł, jaki politycy Unii Europejskiej wobec Europy chcą zastosować. Protestują rolnicy z całej Europy. To jest być może ostatni gest rozpaczy ze strony rolników europejskich, którzy widzą, że ich gospodarstwa są skazane na klęskę.

Dotyczy to przede wszystkim gospodarstw towarowych. Gospodarstwa, które mają dodatkowe źródło dochodu, bo ktoś z rodziny pracuje poza gospodarstwem, ewentualnie emerytura, mają znikomy związek z rynkiem; tym gospodarstwom nie grozi żaden upadek, żadna plajta, bo rynek ma niewielki wpływ na to, co się w tych gospodarstwach dzieje. To, co się dzieje, uderzy w gospodarstwa towarowe – te, które mają kilkadziesiąt hektarów, kilkaset hektarów, kilka tysięcy hektarów, które żyją wyłącznie z tego, co wyprodukują i sprzedadzą. Te gospodarstwa nie przetrwają. Koszty produkcji wzrosły bardzo wysoko skutkiem wojny rosyjskiej i cen gazu. Ceny, które wzrosły, tak szybko nie spadają, a już na pewno nie do poziomu wyjściowego. W Polsce mamy 3% gospodarstw powyżej 50 ha, one dają 75% produkcji rynkowej. Jeżeli nie zmieni się polityka Unii Europejskiej lub nie zostanie wprowadzona – wbrew Unii Europejskiej – polityka narodowa, te gospodarstwa nie przetrwają. W tej chwili już jest dylemat, czy w ogóle pola uprawiać, może porzucić, nie ponosić kosztów. Bo włożenie pieniędzy w pole – w uprawę, siew, nawożenie, ochronę – bez jakiejkolwiek pewności, że to się uda gdziekolwiek sprzedać, a ceny pokryją przynajmniej poniesione koszty (mało kto myśli o zysku), to jest dylemat, na który nie ma w tej chwili odpowiedzi. Zapasy zboża w Polsce szacuje się na około 8-9 milionów ton.

Do tego wszystkiego ponosimy konsekwencje – bardzo dokuczliwe – decyzji Komisji Europejskiej z 2022 roku o pewnym otwarciu wszystkich krajów unijnych na żywność z Ukrainy. Przepisy unijne jednoznacznie stwierdziły, że wszyscy mają brać żywność z Ukrainy, bez liczenia się z tym, jakie to przyniesie konsekwencje dla rolnictwa w szczególności w krajach najbliżej położonych, gdzie koszty transportu są mniejsze i presja ukraińska może większa. Część tego zboża być może jest potrzebna w Portugalii, Hiszpanii, południowych Włoszech, gdzie hodowla zanika, bo jest susza od wielu lat. Natomiast nawet w tych krajach już zaczynają rolnicy potestować, bo to, co idzie z Ukrainy, zaczyna im „rozwalać rynek”. Do tego dochodzi bardzo nielogiczne, wręcz zahaczające o działania bardzo szkodliwe, niewprowadzenie embarga na żywność z Rosji. Rosja w dalszym ciągu jest wielkim producentem żywności i wypycha dotychczasowych eksporterów, w tym również Polskę, z dotychczasowych rynków. Opanowała rynki Afryki Północnej, kraje Zatoki Perskiej, Indie, Chiny, Turcję, ale również eksportuje ogromne ilości żywności do Unii Europejskiej. Import z Rosji do Polski jest stosunkowo nieduży, ale jesteśmy wypychani z rynków eksportowych Europy. A przecież my jesteśmy krajem nadwyżkowym, który musi co roku sporo swojego wyeksportować. Szacuje się, że – w zależności od zbiorów – jest to około 10-12 milionów ton.

80% naszego eksportu to był eksport do Unii: do Niemiec, do krajów zachodnich, i my stamtąd jesteśmy w tej chwili wypychani. To się dzieje na przykład z cukrem: coraz trudniej jest gdziekolwiek sprzedać cukier. To jest ostatni rok opłacalności uprawy buraków w Polsce. Kiedy import z Ukrainy był regulowany kwotami dostępu i cłem, Ukraina miała zgodę Unii Europejskiej na import do Unii 20-25 tysięcy ton. W tym roku Ukraińcy zapowiedzieli, że sprzedadzą do Europy około miliona ton, bo mają taką produkcję. W tej sytuacji produkcja cukru w Europie, nie tylko w Polsce, na naszych oczach się skończy. To są skutki otwarcia na żywność oraz niewprowadzenia embarga na rosyjską żywność, bo „zachwiałoby to bezpieczeństwem żywnościowym Unii Europejskiej”.

Politycy i urzędnicy Unii Europejskiej są pod coraz większym wpływem lobby finansowych. Ardanowski powiedział, że Polska chce Ukrainie pomagać, „bo chcemy, żeby sąsiadem za Bugiem była Ukraina, a nie kto inny”. Dlatego wojna na Ukrainie jest de facto również wojną, która chroni – przynajmniej przez jakiś czas, oby Ukraina wygrała – Polskę. Zagrożenie ze strony Rosji jest absolutnie realne. Import na szeroką skalę zboża z Ukrainy wpędził w ogromne problemy polskich producentów zbóż, ale to zaczyna się przekładać również na inne grupy towarów: rzepaku, owoców miękkich, cukru, mięsa drobiowego, jaj. Rząd Polski zbyt późno zareagował.

Obecnie do rozwiązania przez rząd są problemy w dwóch grupach:

  1. przekonanie polityków Unii Europejskiej innych krajów do konieczności zmiany polityki klimatycznej, w szczególności Zielonego Ładu – protesty rolnicze powinny być wykorzystane do tego, że te argumenty zostaną wysłuchane;
  2. uregulowanie handlu z Ukrainą – służyłoby temu zamknięcie granicy, przynajmniej na jakiś czas, żeby ustalić, jakie mamy zapasy.

Granica nie była szczelna. Procedury, które były ze strony polskiej, nie dają możliwości kontroli granicy. Rolnicy nie chcą grzebać się w przeszłości i szukać winnych zaistniałej sytuacji. Rozwiązania spraw oczekują od obecnego rządu. Oczekują stabilizacji rynku, zapewnienia przetrwania rolnictwa i zmiany tej polityki unijnej, która rolnictwo niszczy. Sytuacja w tej chwili jest naprawdę zła i uderza przede wszystkim w rolnictwo towarowe – nie w drobne gospodarstwa, nie w rolnictwo socjalne, a właśnie w rolnictwo towarowe, które z tego kryzysu, z tego zawirowania może po prostu nie wyjść.

Roman Wiatrowski przyznał, że tematy poruszone przez ministra są bardzo istotne. Odniósł się także do zagadnienia produkcji mięsa. Zakłady mięsne, które eksportowały polskie mięso za granicę, cierpią na niedostatek „surowca”, czyli zwierząt polskich, które są pożądane na świecie.

Aleksander Szymański, Członek Zarządu ZPDiWR zgodził się z przedmówcami. Dodał, że rolnicy, jako warstwa społeczna, są drzazgą w oku decydentów unijnych, dlatego że są to ludzie uświadomieni o tym, co się dzieje, ale także dlatego, że posiadają w rękach środki produkcji, których nie da się zabrać: samochód można zabrać, dom można zabrać i wiele innych rzeczy, a ziemi się tak łatwo nie zabierze. W związku z tym „to są najwięksi wrogowie lewicowego patrzenia na rzeczywistość, dlatego rolnictwo trzeba w pierwszym kroku wykończyć”, bo ci ludzie należą do konserwatywnej warstwy.

Jan Kaźmierczak z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Obrony Praw Rolników zgodził się z przedmówcami w wielu kwestiach dotyczących sytuacji na rynku rolnym. Podkreślił jednocześnie, że rynek zbóż jest globalny, co za tym idzie „w tej chwili mamy wielką nadprodukcję na świecie, ale ogromnym udziałem w rynku zbożowym cieszy się Rosja”.

Mówił też o decyzjach komisji rolnictwa związanej z decyzją o ograniczeniu hodowli zwierząt futerkowych, ale także ograniczeniem pogłowia wilków i zwierząt, które „przekroczyły limity i powodują szkody”. Zdaniem członków takiej komisji „norki strasznie cierpią, a rolnik okrutnie prześladuje zwierzęta”. Na zakończenie wypowiedzi Kaźmierczak zaznaczył, że brakuje „silnych organizacji rolniczych i lobbingu od serca”. Wspomniał też o konieczności redukcji populacji wilków w Polsce, jednocześnie przyznał, że wilki „nie zagrażają i nie są zachwianiem równowagi”.

Ardanowski zauważył, że w kwestii rozwiązywania problemów „strajki rolników są przydatne”, ponieważ mogą dostarczyć dodatkowych argumentów politykom do żądań w Brukseli do formułowania stanowiska w stosunku do europejskich organizacji proekologicznych, które w dużej mierze są finansowane przez Rosję.

Stwierdził także, że rozmawia się o „wydumanym problemie zmian klimatycznych”, a przedstawiciele rządu w Brukseli deklarują pełne poparcie ambicji „jeszcze szybszego wdrażania wszystkich ograniczeń, które wynikają ze zmian klimatycznych”. Wspomniał również, że protesty rolników – zamiast wykorzystać do wzmocnienia polskiego stanowiska w Brukseli, do wzmocnienia pewnej ochrony Europy i rolnictwa – są bagatelizowane i próbuje się przedstawić je jako polityczne i niewiarygodne.

Edyta Zakrzewska, Dyrektor Oddziału Terenowego Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa w Bydgoszczy, zapewniła, że oddział „pracuje na pełnych obrotach, realizuje zadania zlecone stosownymi aktami prawnymi” i przypomniała, że KOWR realizuje zadania po byłej Agencji Rynku Rolnego, czyli wsparcia rynku rolnego, promocji żywności, promocji rolnictwa oraz zadania związane z zagospodarowaniem zasobów Skarbu Państwa, jeżeli chodzi o zasób ziemski.

Magdalena Kiciak-Kucharska, Dyrektor Kujawsko-Pomorskiego Oddziału Regionalnego Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa opowiedziała o działalności agencji.

Ryszard Zarudzki, Zastępca Dyrektora Departamentu Ewidencji Producentów i Rejestracji Zwierząt Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, przedstawił informacje z centrali. Mówił o ekoschematach województwa kujawsko-pomorskiego, które jest najlepsze w kraju. 50% rolników, prawie 30 tysięcy, skorzystało z ekoschematów. Zapewnił, że agencja pracuje bardzo dobrze. Stwierdził, że „dostrzegają problemy, ale wspólnie z ośrodkiem doradztwa działają nad rozwiązaniem”. Odniósł się do obowiązku chipowania jeleniowatych, koniowatych przyznał, że „nie trzeba czipować, są inne sposoby”. Szczegóły obiecał przesłać zainteresowanym osobom (zdaniem hodowców chipowanie jeleniowatych jest niemożliwe do wykonania, gdyż to nie jest hodowla komercyjna, tylko raczej hobbystyczna; zwierzęta spełniają rolę estetyczno-krajobrazową).

Piotr Hemmerling, I Wicewojewoda Kujawsko-Pomorski, w nawiązaniu do wcześniejszych wypowiedzi zauważył, że „sfera rolnicza powinna od poglądów politycznych być bardzo daleka”. Zaznaczył, że jest zwolennikiem tego, żeby rozmawiać, spierać się na poglądy w sposób otwarty, gwarantujący, że to przyniesie rozwiązanie.

Grzegorz Smytry, Dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Bydgoszczy, mówi o sytuacji zagrożenia powodziowego ze strony Bugu. Zagrożonych było około 400 gospodarstw, w trybie awaryjnym organizowano przetargi, „udało się udrożnić i woda zeszła”. Przedstawił poziom opadów oraz stan wody w rzekach.

Paweł Skonieczek, Zastępca Dyrektora Wydziału Infrastruktury i Rolnictwa KPUW, mówił o szkodach spowodowanych przez ptaki.

Jan Krzysztof Ardanowski przyznał, że kilka grup ptaków powoduje ogromne spustoszenia, są własnością Państwa, w związku z tym Państwo musi wziąć odpowiedzialność za szkody spowodowane zarówno na polach, jak i w stawach.

Jan Krzysztof Ardanowski zauważył, że ekoschematy i sposób ich realizacji powoduje ogromną biurokrację i podaje rolnika wszelkim możliwym kontrolom. Sprawia, że „rolnik staje się zakładnikiem swojej pracy”. Jeżeli trwające protesty tego nie zmienią, to poziom absurdu w rolnictwie europejskim już został przekroczony. Sytuacja wymaga „gruntownych, grubych zmian, a nie korekt kosmetycznych”. Podsumował, że „cała polityka Unii Europejskiej w zakresie rolnictwa musi być zweryfikowana, trzeba napisać ją na nowo, nie da rady tego poprawiać”.

Silvana Oczkowska, Członek Zarządu ZPDiWR wnioskowała o zwiększenie środków na dofinansowanie dla spółek wodnych.

Na zakończenie Roman Wiatrowski podziękował wszystkim za przybycie oraz udział w dyskusji i zaprosił zebranych na obiad.

 

Zapraszamy

Kontakt

Związek Pracodawców – Dzierżawców i Właścicieli Rolnych
ul. Hetmańska 38/611
85-039 Bydgoszcz
  • +48 52 322 48 79
  • +48 570 894 894
  • info@pracodawcyrolni.pl
Sąd Rejonowy w Bydgoszczy XIII
Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego
  • KRS: 0000053078
  • NIP: 9671080580
  • REGON: 092531326
BGŻ BNP Paribas 84 2030 0045 1110 0000 0284 3700
BGŻ BNP Paribas 07 2030 0045 1110 0000 0415 9630